sie 13 2010
Niemiecki UDS to GOŚĆ, nie galoty
A niemiecki diagnosta, to dopiero GOŚĆ! Nie żadne kalesraki….
A przekonał mnie o tym jeden z dzisiejszych klientów. Bo ja lubię sobie z nimi pogadać, gdy czekam na następnego . . .
A on, to Niemiec, prawdziwy (?), rodem z naszego Śląska Opolskiego. I opowiedział tak: . . . , gdy po wielu latach pracy w Deutschland-zie dostał wreszcie satysfakcjonujące go stanowisko niemieckiego kierowcy w niemieckiej firmie, to trzeba było zrobić niemieckie OBT. Pojechał więc niemieckim samochodem na niemiecką SKP, gdzie niemiecki diagnosta zaprosił go do kanału. Tam odchylając osłonkę przewodów hamulcowych pokazał mu, że są skorodowane (w naszych warunkach: nieco zarudziałe). Po zapłaceniu za niemieckie OBT i z negatywnym zaświadczeniem w ręku pojechał do niemieckiego warsztatu, aby wymienić wskazane przewody hamulcowe.
Po zapłaceniu za wymianę przewodu hamulcowego, pojechał ponownie na kanał niemieckiej SKP, gdzie niemiecki diagnosta zaprosił go – jak wcześniej, do kanału. Tam odchylił osłonkę przewodów hamulcowych prowadzących do drugiego tylnego koła i zapytał, dlaczego nie wymienił także tych przewodów, które jak widać są także skorodowane. Mówiąc to – po niemiecku, i nie czekając na odpowiedź delikwenta-kierowny niemieckiego ze Śląska Opolskiego zerwał przewody swoją ręką Uprawnionego Niemieckiego Diagnosty Samochodowego, czyli niemieckiego UDS-a.
To ci dopiero GOŚĆ, nie galoty – jak mówią Ślązacy.
I kolejna opłata za wjazd na niemiecką SKP, i z zaświadczeniem o „negacie” powrót na lawecie (brak hamulca) do wcześniejszego warsztatu. Tam nie tylko wymieniono pozostałe jeszcze tu i tam przewody hamulcowe, ale odpłatnie dokonano przeglądu samochodu i usunięto ewentualne inne usterki.
Od tego czasy nasz Niemiec (?) ze Śląska Opolskiego przed każdym niemieckim BT wjeżdża na warsztat ! ! !
Powiedział też ważną ciekawostkę o pojazdach używanych przeznaczonych do sprzedaży, gdy kupującym jest Niemiec. Cena takiego pojazdu rośnie nawet o 30 %, gdy ma świeże OBT na niemieckiej SKP. To ci gwarancja rzetelności!!!
No to kiedy zaczynamy?
Z niecierpliwością oczekując odpowiedzi
i jedząc kolacjo-obiadek,
pozdrawia w piątkowy wieczór
piotrowy dziadek
==================
Seba1979
30 maja 2017 @ 08:31
Dlaczego drwi Pan z Górnoślązaków pochodzenia niemieckiego? Tzw. ” Śląsk Opolski ” – to polski wymysł….Historycznie to Górny Śląsk..
dP
30 maja 2017 @ 21:29
Ja drwię z Górnoślązaków pochodzenia niemieckiego?
Cyt.: „polski wymysł…. Historycznie to Górny Śląsk.”
– – – – – – – – – – – –
Nic a nic nie rozumiem.
Żeby widzieć w tym moją drwinę, to trzeba . . . . – no sam nie wiem co…..
Ponadto, przecież to chyba nietrudno zauważyć, że ja nie piszę o historii!!!
Ale, jeśli zdaniem piszącego powyższy komentarz coś popełniłem (?) w tym sierpniu 2010 roku, to przypominam, że teraz mamy rok 2017.
Przypomnę więc tylko na marginesie, że:
1/ wszystkie ewentualne występki przedawniają się chyba po 5-ciu latach, więc wszelkie błędy w tym moim wpisie na pewno już także uległy przedawnieniu (np. ewentualne drwiny niezamierzone lub historyczne błędy).
2/ nie przedawniają się jedynie nasze czyny i błędy na SKP, które w ten sposób przez naszych (?) resortowych urzędników traktowane są tak samo, jak zbrodnie hitlerowskie III Rzeszy lub niczym zbrodnie przeciwko Ludzkości – tylko pogratulować!
I pozdrawiam
dP
miki
31 maja 2017 @ 10:50
Zachowanie godne ormowca. Facet dostaje pieniądze za przeprowadzenie KOMPLETNEGO badania technicznego pojazdu. KOMPLETNEGO, to znaczy sprawdzenie w jego ramach WSZYSTKICH elementów wskazanych przez przepisy i wskazanie WSZYSTKICH niesprawności w tych elementach. I dopiero taki wynik badania może być traktowany jako prawidłowe WYKONANIE USŁUGI, której zakres został ściśle określony przez przepisy. Jeżeli „Gość” nie wykonał któregoś z punktów badania i wypuścił faceta z nie do końca sprawdzonym autem to znaczy że NIE WYKONAŁ USŁUGI za którą wziął pieniądze!
Co innego gdyby kolejna usterka wyszła dopiero w wyniku usuwania poprzedniej. Na przykład badanie ujawniło dziurę w tłumiku a podczas jego wymiany zrobiła się jeszcze dziura w rurze. Tu jest sprawa jasna, od poprzedniego badania pojawiła się NOWA usterka. Wówczas takie zachowanie byłoby uzasadnione, ale w żadnym razie jeśli usterka już była, ale facet z pełną świadomością i premedytacją jej nie wskazał!
Gdyby na mnie trafiło, złożyłbym stosowne zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia czynu karalnego z art. 286 kk (oszustwo). Zachowanie pana diagnosty zza Odry w pełny wyczerpuje znamiona tego właśnie przestępstwa:
– pobranie pieniędzy za usługę, która nie została w całości wykonana- pierwsze badanie nie było przeprowadzone zgodnie z regulaminem,
– pobranie dwukrotnie opłaty za to samo – jeśli drugie badanie nie wykazało innych usterek aniżeli takie,które wcześniej miały miejsce to znaczy, że facet wziął dwa razy pieniądze za wykonanie tej samej usługi. Równie dobrze kelner może podczas dużego zamówienia „zapomnieć” o kawie, a jak ktoś upomni się o swoje policzyć tę kawę dwa razy.
Skoro uważamy, że jazda po pijaku dyskwalifikuje moralnie do bycia diagnostą samochodowym, to tym bardziej zagrywki rodem z mafii pruszkowskiej. I tu nie chodzi o to, czy pojazd był sprawny czy nie. Nie kwestionuję decyzji negatywnej, tylko ewidentnie nierzetelne potraktowanie klienta.
dP
31 maja 2017 @ 20:19
Witam ponownie.
Mam zaledwie uwagi dwie:
1/
Nie można polskiego prawa przekładać na praktykę niemieckich kolegów. Tak, jak nie można niemieckiego prawa (np. wpisy w uwagach do Brief-u) przenosić do naszego PoRD.
2/
Choć wydaje mi się, że rozumiem intencje piszącego powyższy komentarz, bo inny jest szacunek dla przestrzegania Prawa w Polsce i w Niemczech. My nie lubimy niemieckiego ordnungu (porządku). My zawsze woleliśmy naszą słowiańską fantazję, sowizdrzalstwo i kwestionowanie wszystkiego.
I pozdrawiam
dP
miki
31 maja 2017 @ 23:01
1) Co innego uwagi w Briefie, dopuszczalne prędkości maksymalne na niemieckich drogach i takie tam regulacje natury administracyjnej a co innego fundamentalne reguły prawa cywilnego, które w całym cywilizowanym świecie są takie same. A obowiązek wykonania usługi zgodnie z umową jest uznawany w całym cywilizowanym świecie a w UE na pewno, są nawet dyrektywy harmonizujące ten obszar. A RZETELNIE usługa diagnostyczna sprowadza się do jednego – wskazania WSZYSTKICH usterek jakie w chwili badania posiada dany pojazd i wydanie decyzji negatywnej bądź wydanie decyzji pozytywnej w przypadku niestwierdzenia tychże usterek. I żadna kultura prawna Polski, Niemiec etc. nie ma nic do tego. Pacta sunt servanda, ta zasada obowiązuje już od czasu starożytnego Rzymu.
Zresztą należy zadać proste pytanie: jaki cel miało takie „cykanie” ze wskazywaniem usterek, które EWIDENTNIE były w tym pojeździe przy pierwszej kontroli? Bo dla mnie wygląda to na podręcznikowy przykład gościa, który za wszelką cenę chciał wymusić łapówkę. Uważał, że trafił głupiego Polaczka, który jakby co to posmaruje żeby nie mieć kłopotów. Dlatego właśnie napisałem że gość zachowywał się jak ormowiec w PRL. Oni też potrafili się czepiać uczniaka za brak światła STOP w Komarze,którego tam nigdy nie było, we wiadomym celu…
Wyrwanie przewodów hamulcowych z cudzego pojazdu to już w ogóle kpina a nie praworządność. Facet po prostu uszkodził cudzą własność, do czego ewidentnie nie miał prawa! Jeśli chciał powstrzymać kierowcę przed dalszą jazdą to miał prawo odebrać mu dowód rejestracyjny. Mógł odkręcić tablice rejestracyjne, efekt byłby ten sam. Mógł (a nawet powinien) zawiadomić Policję jak tylko facet wyjechał na ulicę, podając numer rejestracyjny, a znając niemieckich policjantów gość dostałby mandat na najbliższym skrzyżowaniu. Ale do jasne cholery nie miał prawa NISZCZYĆ cudzego mienia! Jeden wyrwie przewody hamulcowe bo skorodowane a drugi stwierdzi skrzywienie ramy w motocyklu, weźmie diaxa i przerżnie ramę na pół. Tymczasem właściciel ma prawo odebrać ze stacji kontroli pojazdów swój wehikuł w stanie NIEPOGORSZONYM w stosunku do tego w jakim wjechał. Jeżeli diagnosta ma wątpliwość czy przewody hamulcowe są skorodowane czy nie, to niech lepiej ZAŁOŻY ŻE SĄ SKORODOWANE i nie dopuści pojazdu do ruchu. To byłoby zgodne z prawem i poszanowaniem wolności obywatelskich, do których zalicza się prawo własności. Powtarzam – jakby mi ktoś tak wyrwał cokolwiek z auta tego samego dnia zgłosiłbym do prokuratury uszkodzenie mienia, niezależnie co by wyrwał i czy to coś byłoby sprawne. Jeszcze raz zaznaczam: mam prawo mieć auto i nim nie jeździć.
2) A co do „słowiańskiego kwestionowania wszystkiego” – no, cóż. Jeżeli „Ordnung” ma oznaczać kwestionowanie praw konstytucyjnych i wolności obywatelskich to faktycznie należy kwestionować taki „Ordnung”. Bo w całym cywilizowanym świecie godne poszanowania są wyłącznie takie przepisy, które nie naruszają fundamentalnych praw obywatelskich. Dodatkowo łamanie niekonstytucyjnego prawa nie jest de facto jego łamaniem, zachodzi wówczas tzw. zasada działania konstytucji wprost. Czyli mówiąc wprost, można „olać” przepis naruszający moje niezbywalne prawa. A do czego doprowadziło tępe posłuszeństwo prawu znane powszechnie jako Ordnung, to chyba wszyscy wiemy z lekcji historii. Może zatem zamiast modelu słowiańskiego czy niemieckiego lepszy amerykański: z jednej strony surowe kary za przestępstwa, z drugiej obsesyjna wręcz ochrona własności prywatnej??
Pozdrawiam
dP
1 czerwca 2017 @ 07:56
Witam.
A pozostawiając ormowców w spokoju i wracając do prawnych rozważań o tym zachowaniu niemieckiego Kolegi, to chciałbym zwrócić uwagę na to, co także występuje w całym cywilizowanym świcie, w tym w UE.
Chodzi mi o prawo do „stanu wyższej konieczności”, gdzie możemy zniszczyć nawet cudze dobro, gdy ratujemy dobro większej wartości.
Bo tym dobrem większej wartości od zerwanej rurki hamulcowej było życie i zdrowie naszego polskiego Niemca ze Śląska Opolskiego, czyli z Górnego Śląska.
I dziękując za merytoryczną prawnie dyskusję pozdrawiam
dP
miki
1 czerwca 2017 @ 09:45
Stan wyższej konieczności nie byłby konieczny, gdyby diagnosta na wstępie wskazał WSZYSTKIE usterki w pojeździe, które jako ekspert i kontroler w jednym miał obowiązek wykryć i enumeratywnie wyliczyć. Skoro gość z Opola wymienił jeden wskazany przewód hamulcowy zapewne wymieniłby i drugi, i nie byłoby konieczności odstawiania całego cyrku.
Cel działania diagnosty – o ile nie kierował nim motyw łapówki albo dwukrotnego pobrania opłaty za to samo – można wytłumaczyć tylko złośliwością. Gość przyjeżdża z nadzieją, ze zostanie dobrze obsłużony, ze inspekcja wykaże wszystkie błędy, a inspektor się nad nim pastwi jak przysłowiowy ruski kapralina. Ja tu nie widzę umiłowania porządku, o, chyba że za umiłowanie porządku uznamy kierowców, którzy po zajechaniu drogi przez współużytkownika robią mu to samo – czyli wyprzedzają, wjeżdżają przed nos i walą po hamulcach.
Powtarzam: chciałbym zrozumieć motywy faceta, który najpierw nie przeprowadza całego badania technicznego (pobrawszy za to kasę) a potem jeszcze ma pretensje do kierowcy że nie wymienił tego, na co pan diagnosta mu uwagi nie raczył zwrócić.
miki
1 czerwca 2017 @ 09:52
Poza tym nawet jak się uprzemy przy stanie wyższej konieczności to można było nie oddać kierowcy kluczyków. Efekt ten sam, a obyło by się bez niszczycielstwa (z tego co wiem przewody hamulcowe demontuje się specjalnym kluczem, wyszarpywanie ich ręką tudzież obcęgami może spowodować uszkodzenie innych elementów w pobliżu, które wcale nie są uszkodzone).
Jak dla mnie przypadek nie do obrony. No chyba że nasz rodak dostał rzetelną informację o WSZYSTKICH usterkach a postanowił przysknyrzyć i zrobił tylko niektóre. Wtedy się zgodzę, choć i tak niszczycielstwo potępiam – jak powiedziałem wcześniej, można było zabrać kluczyki. Albo odkręcić tablice rejestracyjne i odesłać na komisariat – te nie są własnością kierowcy więc kwestia naruszenia cudzego mienia odpada. A bez tablic nie pojechałby podobnie jak bez hamulca.