maj 15 2018
POMOCNIK NA SKP
Rola pomocnika i co z tego wynika, gdy ktoś na SKP chciał mieć chody (w Niebie?). Ale, czy czasem nie zaczęły się problemy i schody i, czy na pewno jest to dla ciebie (te chody w Niebie)?
Nie tak dawno, bo w trakcie Konferencji zorganizowanej przez Politechnikę Poznańską na Targach Techniki Motoryzacyjnej na początku kwietnia br. dyskutowaliśmy o roli pomocników i problematyce wykonywania BT przez dwóch/trzech Kolegów jednocześnie. Stałem wówczas na stanowisku, że z chwilą likwidacji DR (wymuszonych unijną Dyrektywą) pozostanie nam tylko nasze Zaświadczenie z BT, na którym zmieszczą się pieczątki podpisy nawet trzech Kolegów + pomocnika, którzy wykonywali jedno BT.
Oczywiście, że powyższe zdanie jest lekką (?) przesadą, ale podtrzymuję swoje zdanie zawarte w starym polskim przysłowiu, że co dwie głowy (nawet z pomocnikiem), to nie jedna – w trakcie jednego BT.
Na wielu naszych SKP funkcjonuje w praktyce pomocnik, który nie posiadając jeszcze uprawnień praktycznie przyucza się do naszego zawodu. W wielu przypadkach rolę taką pełnią także uczniowie szkół samochodowych lub studenci, którzy myślą o zdobyciu naszych uprawnień.
Piszę o tym, bo przed paroma dniami zadzwonił do mnie nasz Kolega, który przed bardzo wieloma tygodniami (a może już miesiącami) zrezygnował z wykonywania naszego zawodu. Pogadaliśmy chwilę i dowiedziałem się, że gdy przyszedł czas okresowego BT jego samochodu, które wcześniej zawsze sam wykonywał na SKP, na której w danym momencie pracował, to tym razem postanowił udać się do swojego znajomego na SKP w tym samym mieście.
Gdy zajechał na tą SKP faktycznie spotkał swojego znajomego. Ale w tym momencie ten jego znajomy otrzymał jakiś dziwny telefon. Po zakończeniu rozmowy okazało się, że dzwoniono z parafii z prośbą, aby pilnie odwiózł/zawiózł gdzieś miejscowego księdza. No cóż, nie każdy może mieć takie chody . . . (?).
Ten znajomy (dzwoniącego do mnie) zawołał wówczas z zaplecza SKP pomocnika i polecił mu wykonać czynności przygotowawcze do OBT (opłata, ciśnienie w oponach, sprawdzenie numerów, itp., itd., et’cetera) informując, że musi pilnie zawieźć gdzieś księdza, że za chwilę wróci i dokończy to OBT.
I, jak powiedział, tak zrobił, czyli opuścił tę SKP w czasie pracy, bo wyjechał (… – wiadomo gdzie).
Pomocnik wsiadł za kierownicę samochody naszego Kolegi i wjechał nim na stanowisko kontrolne kanału przeglądowego. Następnie tylko zszedł do kanału, rzucił okiem na stan podwozia i zaraz wyszedł informując właściciela pojazdu i naszego Kolegę, że wszystko jest o’key, czyli dobrze (. . . . . – ?) i zaprosił go do kanciapy, czyli do biura, gdzie pobrał opłatę za to OBT. Potem jeszcze wklepał dane tego pojazdu do systemu.
Następnie wziął do ręki DR naszego Kolegi i wypełniając dane o terminach postawił pieczątkę i podpisał się – podrabiając podpis insp. UDS-a, który zamiast pracować musiał pojechać po księdza (sic!), aby – proszę ciebie – wyrobić sobie chody (w Niebie?).
Wszystko to poszło tak szybko, że nasz Kolega – ze zdziwienia! – nie zdążył nawet zareagować, gdy trzymał w ręku swój DR z wbitym OBT i z fałszywym podpisem, ale . . . . – bez zaświadczenia i bez sprawdzenia (wiecie czego!).
Jak z powyższego widać, ten pomocnik nie był tak całkiem w ciemię bity. Musiał być poinstruowany wcześniej, aby w takich przypadkach nie wystawiać zaświadczenia (sic!). Ale jest tu zasadne pytanie, kto tego pomocnika tak nauczył i po co?!?
No zastanówmy się przez chwilę, czy z tego może wynikać (ale nie musi), że to nie było pierwszy raz?
Słuchając tej historii nie miałem powodu kwestionować jej prawdziwości. Dlatego zastanawiałem się, jak zaradzić takim przypadkom w przyszłości i kto tu najbardziej zawinił. Czy pomocnik nauczony patologicznych zachowań przez właściciela tej SKP, czy też tenże właściciel (brak nadzoru) lub jego pracownicy z naszymi uprawnieniami, którzy wożą się z księż(a)mi, bo chcą mieć – proszę ciebie – chody (czy chody w Parafii, to chody w Niebie)?
Tematyka naszych kursów i szkoleń nadal nie obejmuje kwestii etyki i moralności zawodowej. Więc, jak się przed czymś takim bronić?
Prawda jest taka, że takie problemy chyba może zlikwidować jedynie obowiązkowy monitoring naszych SKP.
No samo powiedzcie, czyż nie mam racji?
A może Wy widzicie inne rozwiązanie takich sytuacji?
Pyta i pozdrawia
dziadek Piotra
– – – – – – – – – – –
P.S.
I dla relaksacji parę ujęć z Poznania w trakcie targowych akcji.
Anonim
15 maja 2018 @ 11:09
Dwa pytania:
1. Naprawdę Pan wierzy, że w całym kraju do wykonanego OBT wystawia się zaświadczenia??
2. Monitoring fajna sprawa – tylko kto niby, kiedy i na jakich zasadach miałby go sprawdzać? Uważa Pan, że po skończonej pracy pracodawca powinien przejrzeć całe 8-10h nagrania w celu weryfikacji pracy? Już nie pytam nawet w tym układzie jak powinna wyglądać kontrola roczna 🙂
Prawda jest taka, że sprawy tego typu co do zasady nie wyjdą na jaw, dopóki któryś z uczestników takiego procederu nie zgłosi tego odpowiednim organom.
Kolega, który do Pana dzwonił słusznie odszedł z zawodu – w końcu w opisanej sprawie de facto uczestniczył w tym przestępstwie zezwalając na taki, a nie inny stan rzeczy.
Sprawa na dzień dzisiejszy wygląda tak samo jak rejestr badań negatywnych. Co z tego, że w CEP mamy informację o badaniu N na jednej stacji, a za chwilę P na następnej? Przecież i tak nikt tego nie weryfikuje, nie sprawdza…
Pozdrawiam
Błażej K.
dP
15 maja 2018 @ 22:09
Odpowiadam:
Ad. 1
Tak wierzę. A nieliczne tego rodzaju przypadki są statystycznie i merytorycznie nieistotne.
Ad. 2
A co pracodawca ma innego i lepszego do roboty, jak nie pilnowanie swoich interesów i pieniędzy. A, jak się na tym nie zna lub, gdy to go brzydzi, to może wynająć specjalistę, który to za niego zrobi.
Ad. „prawda jest taka”
Prawda jest taka (i mało odkrywcza!), że najłatwiej (i tradycyjnie, więc mało innowacyjnie!) o to wszystko obwinić ostatniego i najsłabszego w tym łańcuszku złych rozwiązań, czyli uprawnionego diagnostę samochodowego.
Więc przypomnę: niekonstytucyjność przepisów, błędy w ustawie i niespójność z rozporządzeniami pisanymi pod lobbystów zamiast pod BRD, brak właściwego nadzoru w WK/starostwie oraz (często celowy i z pełną premedytacją!!!) zły nadzór właścicielski lub jego całkowity brak.
Do tego wszystkiego należy dołożyć prywatę urzędników tworzących prawo w celu rozbudowy własnych struktur administracyjnych TDT, zamiast je ograniczać, aby pieniędzy starczyło – choćby! – dla niepełnosprawnych protestujących w Sejmie!
Ad. „rejestr badań negatywnych”
Jeszcze stary postulat SDS-u zakładał, że pojazd ma wrócić do tej SKP, która dała wynik „N”. Ale gamoniom w naszych (?) warszawskich urzędach wydaje się, że wiedzą lepiej od nas, praktyków. I mamy kolejne już efekty ich złej pracy.
I pozdrawiam dziękując za cenne uwagi
dP