lis 14 2022
INFLACJA, NASZE OSZCZĘDNOŚCI I ZAGRANICZNE KONTO
Nie wierzyłem w konto w zagranicznym banku, więc pojechałem, zobaczyłem i już wróciłem. Czyli lekarstwo na inflację – choć nie dla wszystkich.
Inflacja każdego dnia zżera nasze oszczędności i nie mamy na nią ratunku. Tracimy także poprzez lokowanie oszczędności w naszych bankach. Po roku z inflacją na poziomie ok. 20% :
-
od 100 zł oszczędności na koncie w naszym banku stracimy ok. 20 zł,
-
od 1.000 zł – 200 zł,
-
od 10.000 zł naszych oszczędności stracimy ok. 2.000 zł,
-
od 20.000 zł – ok. 4.000 zł,
-
itd., itp., et’cetera.
Więc każdy z nas musi zastanowić się, ile ma na koncie w swoim banku na tzw. „czarną godzinę” i ile straci, a ile mu zostanie po roku szalejącej inflacji.
Jak niesie wieść gminna, lepiej te nasze oszczędności ulokować w banku zagranicznym, co podobno chociaż częściowo chroni przed inflacją. Nie wierzyłem w to, że Polacy z rejonów przygranicznych przenoszą swoje oszczędności do banków zaraz za granicą (wręcz je szturmują!), które mają korzystniejszą ofertę od naszych i gdzie jest do tego mniejsza inflacja. Bo w większości banków na świecie do założenia konta wymaga się meldunek w kraju, którego siedzibą jest dany bank. Ale postanowiłem to sprawdzić i pojechałem do Frankfurtu nad Odrą, gdzie poprzedniego dnia umówiliśmy się na rozmowę z pracownikiem lokalnego banku przy głównej ulicy.
Okazało się, że faktycznie:
-
Istnieje możliwość założenia bankowej lokaty na bardzo interesujących warunkach, w porównaniu do wysokości inflacji w Polsce i w porównaniu do oferty banków na terenie Polski. Jednak faktycznie, warunkiem jej założenia jest posiadanie zameldowania na terenie Niemiec (co jest niezbędne z punktu widzenia niemieckich przepisów skarbowo-podatkowych). Oprocentowanie takiej lokaty może zniwelować stratę, jaką poniosą w Polsce Wasze/nasze oszczędności z tytułu inflacji i bankowych kosztów. Ponadto, jak wieść gminna niesie, za niewielką opłatą można uzyskać meldunek/adres za Odrą (bez zamieszkiwania). Wiedzę o takich adresach podobno posiadają niektórzy pracownicy lokalnych banków, choć ja w swojej rozmowie o to nie pytałem.
-
Ale już założenie zwykłego rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego nie jest obwarowane takimi restrykcjami. Tak więc każdy mieszkaniec Polski może taki rachunek posiadać w każdym niemieckim (i nawet lokalnym!) banku za Odrą. Istniejąca jednak comiesięczna opłata 8 EU spowodowała, że postanowiłem jeszcze wstrzymać się z tą decyzją o przeniesieniu konta za granicę.
Jednak po powrocie z Niemiec do Domu i po przeanalizowaniu tej sytuacji stwierdziłem, że popełniłem błąd nie korzystając z tej oferty niemieckiego banku. Bo w tym przypadku roczny koszt bankowych opłat na poziomie ok. 500 zł (w przeliczeniu i z lekka nadwyżką uwzględniającą pikujący kurs złotego) to jednak może być dla każdego z nas nieco (???) mniej, niż roczna utrata (z tytułu inflacji i opłat w polskich bankach) naszych mniej i bardziej skromnych oszczędności zgromadzonych tzw. „na czarną godzinę”.
W omawianym kontekście warto wiedzieć, że Dyrektywa PSD2 o „otwartej bankowości” umożliwia każdemu z nas otwarcie konta w każdym kraju UE.
Z powyższej sytuacji wynika niewątpliwie, że mieszkańcy regionów przygranicznych mają nieco (?) lepsze możliwości od mieszkańców Polski Centralnej i Wschodniej – być może z wyłączeniem sąsiadujących ze Słowacją. Bo pozostali nasi wschodni sąsiedzi z krajów UE też mają wysoką inflację, więc ewentualne przenoszenie swoich oszczędności do ich banków nie przyniesie spodziewanego i pozytywnego efektu.
Ciekawi mnie też, jak opisane możliwości sprawdzają się w przypadku Czech. Może ktoś z Was coś na ten temat już wie? Jeśli tak, to zapraszam do podzielenia się tą informacją.
„Trzymajmy się z dala od inflacji”,
– w tej zasadzie jest 100% racji!
Dziadek Piotra
– – – – – – – – – – – –
16 listopada 2022 @ 08:41
To jakie jest to oprocentowanie w niemieckich bankach?
16 listopada 2022 @ 11:28
różne i uzależnione np.:
– od terminu lokaty (roczna, dwuletnia, . . .),
– od wielkości lokowanych środków,
– od zdolności negocjacyjnych stron.
Ale jedno jest pewne. W niemieckich bankach mamy tu do czynienia z sytuacją, z jaką wszyscy spotykamy się w zachodnim pasie przygranicznym w stosunku do „niemieckiej chemii” (nie tylko proszki do prania, bo także środki czyszczące, a także oleje, po które wielu Kolegów jeździ za Odrę). Niby ten sam produkt, niby w takim samym opakowaniu, niby o tej samej nazwie, ale jednak jego walory są nieco (???) inne, bo lepsze od produktu sprzedawanego na polskim rynku.
Nie bez znaczenia jest też niższy poziom inflacji w Niemczech, przez co środki finansowe nie są aż tak uszczuplane przez rządzących, co dotyczy także środków zgromadzonych na bankowych kontach.
Warto też pamiętać, że trzymanie pieniążków „w skarpecie” nie jest bezpieczne i nie uchroni ich przed inflacyjnym uszczupleniem o podane wyżej przykładowe wartości.
Ponadto, w przypadku głębokiego kryzysu finansowego (niedawny przykład Grecji) mieliśmy do czynienia z blokadą środków bankowych i kilometrowymi kolejkami przed bankami w celu wypłaty własnych walorów. I choćby dlatego legalna dywersyfikacja własnych oszczędności za granicę ma sens, gdy wszystkie nasze banki są tak zależne od rządzących i poddawane ich woli politycznej.
I jeszcze jedno zdanie. Dość powszechna ucieczka od złotówki na rzecz walut stabilniejszych jest już pierwszym krokiem do przodu w trudnej walce z inflacyjną zarazą, gdy wielu ekonomistów wieszczy zbliżający się krach finansowy. Kolejnym krokiem będzie dywersyfikacja tych środków.
dP