wrz 26 2015
NANDEK NAPISAŁ
Nandek napisał sprawozdanie:
Młodzieży!
Niestety wcześniej w Smereku nie było internetu, więc było trudno o komunikaty.
Po całym dniu jazdy dojechaliśmy szczęśliwie. Warunki pobytu ok.
A oto skrócony harmonogram naszej wycieczki do Bieszczadu.
Po zakwaterowaniu w Smereku, w miłej agroturystyce, już rankiem dnia następnego ruszyliśmy na wprawkę na Połoninę Wetlińską. Miała być wprawka, a wyszła mała golgotka. Jednak wszyscy dzielnie daliśmy radę. Weszliśmy po 3 godzinach na szczyt do schroniska Chatka Puchatka. Piękne widoki, zapierające dech w piersiach.
Po wypoczynku w schornisku, przebraniu spoconych ciuchów, oczywiście po piwku, ruszyliśmy już bardziej przyjaznym szlakiem w drogę powrotną. A po powrocie do bazy, po wypoczynku (ja spałem 2 godz.) kolacyjka w przepięknej knajpce w Smereku u „Pawła nie zawsze świętego”. Przepyszne jedzenie, w tym kwaśnica, borowiki, miła atmosfera i pożegnanie przez szefa kieliszkiem wspaniałej góralskiej nalewki. Na kwaterze jeszcze małe co nieco z kieliszeczka i spanko. O, jak się spało.
(…)
Następnego dnia rano, po śniadanku, dalej mierzyć się z górami. Wybraliśmy się na Okrąglik, przez Fereczatą – 1102 m. Udało nam się w połowie. Doszliśmy tylko na Fereczatą. Dziewczyny trochę niżej. Potem powrót do bazy długą drogą leśną na Cisnę. Razem w trasie 7 godzin. Mało picia, dużo potu i niebywałe zadowolenie.
Wieczór oczywiście u „Pawła nie zawsze świętego „. Inne pyszne dania, w tym pierogi gajowego, chłopskie jadło, karkówka, placki, piwko, itp.
(…)
W kolejnym etapie wyruszyliśmy do Soliny przez Cisną i małą obwodnicę bieszczadzką. W Cisnej postój, zwiedzanie, zakupki i dalej.
Piękna trasa przejazdowa, widoki, cudo. Nasze miejsce zakwaterowania to skromny ale ładnie położony ośrodek. Zaliczyliśmy spacer i rejs po zalewie. Wieczorem mały ponowny spacer po tamie i krótkie rozmówki. Tyle i spać. To był dzień odpoczynku. Tradycyjnie przy śniadanku decydujemy co dalej, jakie miejsce, jaki szlak, co zwiedzamy. Spontan jest najlepszy.
Pogoda ok, choć tak jak wcześniej już prażyć nie będzie.
(…)
I mamy kolejny dzień z przygodami. I to burzowymi. Generalnie dzień zapowiadał się bardzo ładnie. Po śniadaniu ruszyliśmy do Ustrzyk Dolnych. Dziewczyny zakręciły się w miasteczku, a my ruszyliśmy do Lutowisk, z zamiarem zdobycia Otrytu – Mekki socjologów. Poszło nam składnie i kolejne pasmo Bieszczad mamy zaliczone. Droga była pieruńska, ale daliśmy radę.
Otryt piękny, jak całe Bieszczady, a spotkanie z tą swoistą komuną socjologów, szczególne. Rozważania i kontemplacje przerwała nam burza. Więc prawie biegiem w dół, bijąc pewnie rekord zejścia. Burza nas goniła i nie dopadła.
Jak w Lutowiskach, po zejściu, wsiadaliśmy do samochodu aby wrócić do Ustrzyk Dolnych, lunął deszcz. Wieczorem, po powrocie z Ustrzyk Dolnych, wybraliśmy się na obiado-kolację do fajnej knajpy „Sami-Swoi”. Żurek w chlebku, pieczone żeberka, szaszłyk. Same specjały. Palce lizać.
Wracamy powolutku do bazy, a tu jak nie pierdyknie. A my po drugiej stronie tamy. Deszcz leje, grzmi. Jak byliśmy na jednej trzeciej tamy, nagle sygnał dźwiękowy, a dalej komunikat – wiać z tamy, bo zagrożenie piorunami. Ale zabawa. I fajnie i straszno.
(…) Kolejny dzień w Bieszczadach pogoda paskudna. Pada deszcz. Postanowiliśmy zatem trochę pozwiedzać. Oczywiście po rannym spacerku i gofrach ze śmietaną i owocami. Pojechaliśmy zatem na sąsiednią zaporę do Myczkowic. Piękne miejsce, zapora i zalew. Dalej odwiedziliśmy diecezjalny ośrodek rehabilitacji, w którym siostry prowadzą m.in. zbiór miniatur cerkwi i kościołów bieszczadzkich. Cudo.
Ponadto jest tam ogród, który roślinami i rzeźbami obrazuje historię chrześcijaństwa. Po zwiedzaniu, miła karczma i powrót do bazy.
Jeszcze pożegnalny, z Bieszczadami, kieliszek nalewki, spanko i rano po śniadanku w drogę.
( . . .).
Już w domku. Dojechaliśmy cali i zdrowi. W sumie przejechaliśmy 2100 km. Kawałek drogi w te Bieszczady, a w zasadzie prawidłowo – w ten Bieszczad.
Wypad do Bieszczad był wspaniały. Zdobyliśmy trzy szczyty Bieszczadu, połaziliśmy, pozwiedzaliśmy, pojedliśmy w fajnych miejscach, popiliśmy trochę piwa i innych wspaniałych trunków.
Było wesoło i radośnie.
Wszystkiego dobrego i do następnego spotkania na trasach Gór Świętokrzyskich.
Nandek
————
dziadek Piotra
1 października 2015 @ 12:51
Ja wiem, że to truizm, ale:
„w zdrowym ciele, zdrowy duch!”.
Dzięki i pozdrawiam
dP